środa, 27 czerwca 2012
W woli wstępu...
No więc w kwestii wyjaśnienia i wstępu. Dżon Dżon to mój syn - Jaś. Został nazwany Dżon Dżonem tuż po urodzeniu (11.02.2012) i
tak póki co zostało. Jako, że to mój pierworodny i odkrywam dopiero
uroki i cienie macierzyństwa, to pojawią się tutaj i takie nasze posty.
Ale nie, bez obaw - nie będzie lukrowo-cukierkowo, nie zawsze będę
popadać w zachwyt. Nie jestem idealna. Absolutnie nie. Wśród wszelkich
uroków, jakie daje mi macierzyństwo są i chwile zwątpienia, smutku,
rezygnacji... są. I nie będę udawać, że nie ma. Ponieważ jednak już po 4
miesiącach życia Dżon Dżona widzę jak szybko ten czas leci i jak ulotne
są wszystkie chwile, postanowiłam zapisać to i owo ku pamięci.
Zobaczymy jak mi to pisanie pójdzie. Mam jednak nadzieję, że lektura
będzie znośna dla potencjalnych czytelników.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz