Tak mnie naszło na przemyślenia... Próbuję porównać swoje własne dzieciństwo bez komputera, bez telefonu komórkowego, bez playstation i bez całej reszty elektronicznych gadżetów, a dzieciństwo dzieci teraz. Teraźniejszość idzie oczywiście z postępem, tego się nie da uniknąć, tylko jak nie popaść w przesadę w żadną stronę?
Osobiście chciałabym, żeby DżonDżon spędzał dzieciństwo z rówieśnikami na podwórku, by gonił umorusany i jadł jabłka z drzewa... Nie chciałabym, żeby jego przyjaciele byli przyjaciółmi wirtualnymi, z którymi tylko gra w jakieś tam gry. Tylko jak tego dokonać? Nawet jak sama przez jakiś czas uchronię go przed playstation i grami komputerowymi (czy co tam wtedy będzie na topie), to może okazać się, że rówieśnik już całkowicie został pochłonięty przez postęp technologiczny i nie ma ani czasu, ani ochoty wyjść na rower czy zagrać w piłkę (co najwyżej w fifę online).
Te zmiany widać gołym okiem. Wystarczy omieść wzrokiem pierwsze lepsze
osiedle. Kiedyś dzieci przesiadywały na ławkach, zwisały z każdego
trzepaka, oblegały place zabaw. Teraz? Pytanie tak retoryczne, że nie
muszę na nie odpowiadać. Teraz nie do pomyślenia jest by dziecko w wieku
1-3 klasy szło samo do szkoły... nie do pomyślenia jest by maluchy
bawiły się bez opieki dorosłego na placach zabaw. Szkoda. Wielka szkoda,
bo mam wrażenie, że rosną pokolenia dzieci jakoś mniej zaradnych, mniej
samodzielnych.
Na porządku dziennym jest następujący obrazek: idzie dziecko z mamą,
mama niesie jego pękaty plecak. Bo plecak jest za ciężki. Czy my
mieliśmy lżejsze plecaki? Czy ktoś je za nami nosił? Kolejne pytanie
zostawione bez odpowiedzi. Teraz wszystko robi się za dzieci. Dzieciom
nie pozwala się być samodzielnym. Niby to wszystko z troski o nie. Ja
mam jednak nieodparte wrażenie, że to przynosi więcej szkody niż
pożytku. Ale to moje subiektywne spojrzenie na sprawę.
Ledwo zadzwoni dzwonek oznajmiający koniec lekcji już dzwoni
zaniepokojona mama - gdzie jesteś, idziesz już do domu? My mieliśmy
swobodę i byliśmy przy tym odpowiedzialni. Jak się miało być w domu o
15-stej to się było. Teraz jest smycz. Nie mówię, że to całkiem źle.
Nie. Bo czasem kontakt jest niezbędny, ale używajmy tych narzędzi jakie
nam dała technika z rozsądkiem. Nie wydzwaniajmy do dzieci co 5 min,
kiedy zostawimy je same w domu. Dajmy się im poczuć ważnym, dorosłym,
dajmy im poczuć, że mamy do nich zaufanie. To zaprocentuje w
przyszłości.
Moje dziecię jest jeszcze za małe, ale post ten powstał z obserwacji.
Widzę co się dzieje. Dzieci po szkole gnają do domów, zasiadają prze
komputerem i rozmawiają z kolegami na gadu gadu zamiast przejść dom
obok, spotkać się i porozmawiać w cztery oczy. Przykre... ale prawdziwe.
Chciałabym w natłoku tego wszystkiego mądrze wychować dziecko. Żeby nie
ominęło je wszystko to co miałam ja. Żeby mógł grać z kumplami w piłkę,
żeby mógł biegać, zdzierać kolana i łazić po drzewach. Żeby znał inne
formy aktywności fizycznej niż skakanie przez tv grając w playstation.
Żeby kochał góry, bo to tu mieszkamy i to tu mamy kilometry szlaków do
złażenia, by z tatą jeździł na nartach, ze mną na łyżwach, by chętnie
chodził na basen. Żeby próba wyciągnięcia dziecka z domu nie była dla
niego karą i konieczną rozłąką z grą komputerową. A z drugiej strony,
żeby nadążył z nowinkami za rówieśnikami. Żeby nie był przez nich
wytykany palcami jako gorszy, bo jeszcze nie grał w ..........., żeby
nie był biedniejszy bo jeszcze nie ma najnowszego modelu czegoś tam itd.
Jeszcze na szczęście mam trochę czasu, żeby wymyślić jak zachować
zdrowy rozsądek i równowagę jeśli chodzi o rolę i udział technologii w
procesie wychowawczym. Niemniej jednak gdzieś już w podświadomości ten
temat mi się zalągł, bo widzę zbyt wiele negatywnych wzorców wokół.
Sama sobie życzę powodzenia. Bo wiem, że łatwo nie będzie.
|
Fot: http://www.nowent.pl |