poniedziałek, 16 lipca 2012

Dzieciństwo przeszłości i przyszłości

Tak mnie naszło na przemyślenia... Próbuję porównać swoje własne dzieciństwo bez komputera, bez telefonu komórkowego, bez playstation i bez całej reszty elektronicznych gadżetów, a dzieciństwo dzieci teraz. Teraźniejszość idzie oczywiście z postępem, tego się nie da uniknąć, tylko jak nie popaść w przesadę w żadną stronę?

Osobiście chciałabym, żeby DżonDżon spędzał dzieciństwo z rówieśnikami na podwórku, by gonił umorusany i jadł jabłka z drzewa... Nie chciałabym, żeby jego przyjaciele byli przyjaciółmi wirtualnymi, z którymi tylko gra w jakieś tam gry. Tylko jak tego dokonać? Nawet jak sama przez jakiś czas uchronię go przed playstation i grami komputerowymi (czy co tam wtedy będzie na topie), to może okazać się, że rówieśnik już całkowicie został pochłonięty przez postęp technologiczny i nie ma ani czasu, ani ochoty wyjść na rower czy zagrać w piłkę (co najwyżej w fifę online).

Te zmiany widać gołym okiem. Wystarczy omieść wzrokiem pierwsze lepsze osiedle. Kiedyś dzieci przesiadywały na ławkach, zwisały z każdego trzepaka, oblegały place zabaw. Teraz? Pytanie tak retoryczne, że nie muszę na nie odpowiadać. Teraz nie do pomyślenia jest by dziecko w wieku 1-3 klasy szło samo do szkoły... nie do pomyślenia jest by maluchy bawiły się bez opieki dorosłego na placach zabaw. Szkoda. Wielka szkoda, bo mam wrażenie, że rosną pokolenia dzieci jakoś mniej zaradnych, mniej samodzielnych.

Na porządku dziennym jest następujący obrazek: idzie dziecko z mamą, mama niesie jego pękaty plecak. Bo plecak jest za ciężki. Czy my mieliśmy lżejsze plecaki? Czy ktoś je za nami nosił?  Kolejne pytanie zostawione bez odpowiedzi. Teraz wszystko robi się za dzieci. Dzieciom nie pozwala się być samodzielnym. Niby to wszystko z troski o nie. Ja mam jednak nieodparte wrażenie, że to przynosi więcej szkody niż pożytku. Ale to moje subiektywne spojrzenie na sprawę.

Ledwo zadzwoni dzwonek oznajmiający koniec lekcji już dzwoni zaniepokojona mama - gdzie jesteś, idziesz już do domu? My mieliśmy swobodę i byliśmy przy tym odpowiedzialni. Jak się miało być w domu o 15-stej to się było. Teraz jest smycz. Nie mówię, że to całkiem źle. Nie. Bo czasem kontakt jest niezbędny, ale używajmy tych narzędzi jakie nam dała technika z rozsądkiem. Nie wydzwaniajmy do dzieci co 5 min, kiedy zostawimy je same w domu. Dajmy się im poczuć ważnym, dorosłym, dajmy im poczuć, że mamy do nich zaufanie. To zaprocentuje w przyszłości.

Moje dziecię jest jeszcze za małe, ale post ten powstał z obserwacji. Widzę co się dzieje. Dzieci po szkole gnają do domów, zasiadają prze komputerem i rozmawiają z kolegami na gadu gadu zamiast przejść dom obok, spotkać się i porozmawiać w cztery oczy. Przykre... ale prawdziwe.

Chciałabym w natłoku tego wszystkiego mądrze wychować dziecko. Żeby nie ominęło je wszystko to co miałam ja. Żeby mógł grać z kumplami w piłkę, żeby mógł biegać, zdzierać kolana i łazić po drzewach. Żeby znał inne formy aktywności fizycznej niż skakanie przez tv grając w playstation. Żeby kochał góry, bo to tu mieszkamy i to tu mamy kilometry szlaków do złażenia, by z tatą jeździł na nartach, ze mną na łyżwach, by chętnie chodził na basen. Żeby próba wyciągnięcia dziecka z domu nie była dla niego karą i konieczną rozłąką z grą komputerową.  A z drugiej strony, żeby nadążył z nowinkami za rówieśnikami. Żeby nie był przez nich wytykany palcami jako gorszy, bo jeszcze nie grał w ..........., żeby nie był biedniejszy bo jeszcze nie ma najnowszego modelu czegoś tam itd.

Jeszcze na szczęście mam trochę czasu, żeby wymyślić jak zachować zdrowy rozsądek i równowagę jeśli chodzi o rolę i udział technologii w procesie wychowawczym. Niemniej jednak gdzieś już w podświadomości ten temat mi się zalągł, bo widzę zbyt wiele negatywnych wzorców wokół.

Sama sobie życzę powodzenia. Bo wiem, że łatwo nie będzie.


Fot: http://www.nowent.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz