Czas leci niemiłosiernie. Dopiero teraz to zauważam. Czas przyspieszył. Bardzo przyspieszył i nie ma litości. Widać to po dziecku. To dziecko teraz nadaje rytm dnia i te dni uciekają gdzieś między palcami. Dzień za dniem, godzina za godziną, minuta za minutą. Ale są to najszczęśliwsze dni, najszczęśliwsze godziny i minuty.
Jednak dziecko to radość sama w sobie. Można tak siedzieć, patrzeć na jego najdrobniejsze postępy, na cudowny bezzębny uśmiech (swoją drogą tylko dzieci są cudne jak są bezzębne), na błysk w oku, na łzę spływającą po policzku, można słuchać gaworzenia i śmiechu... Dziecko to chyba jedyna istota, którą kocha się od pierwszej chwili tak bezwarunkowo (pomijam oczywiście patologie i wyjątki od reguły). Bezwarunkowo i na zawsze. Wiem, że na zawsze, chociaż to dopiero początek naszej drogi.
Tak więc te 5 miesięcy to wielkie szczęście, wielkie zmiany i wielkie
nowości. Trzeba się było nauczyć siebie, trzeba było obserwować i
nauczyć się właściwie interpretować potrzeby małego domownika. Tak
wyglądały pierwsze tygodnie, bo potem to już z górki. Płacz jest jednym z
form komunikacji i nie zawsze oznacza smutek. Czasem przez płacz mały
człowiek chce nam przekazać inny komunikat typu: chce mi się jeść, chce
mi się spać, jest mi tak nie wygodnie, mam już dość zabawy itd. To
wszystko jest do opanowania i wygląda mniej więcej jak nauka języków
obcych - te na szczęście dobrze przyswajam i tym razem też się jakoś
udało. Do obserwacji dźwięków werbalnych dochodzą nie werbalne typu:
mimika, gestykulacja. Mam tu na myśli takie gesty jak pocieranie oczu,
ziewanie, wykrzywianie paszczy w podkówkę, czy zwyczajnie uśmiech. Tego
każdy rodzic się nauczy. Każdy bez wyjątku.
Te 5 miesięcy to kupa śmiechu i radości, ale nie powiem pojawiają się
też mniej pozytywne odczucia. Wprawdzie nie było momentów, że nic tylko
siąść i płakać, ale bywają gorsze dni, kiedy to nic młodemu nie pasuje,
bo akurat ma takie widzi mi się. Oj charakterny to on jest ... i będzie.
No ale czemu tu się dziwić. Wystarczy spojrzeć w lustro. (No i proszę
zdobyłam się na autokrytycyzm). I dobrze. W końcu człowiek już się z
jakąś tam osobowością i charakterkiem rodzi i nie ulepimy go jak
plasteliny na własną modłę. Można kształtować i owszem, ale to inna
bajka. Innymi słowy były wzloty i upadki, ale nikt na tym nie ucierpiał, mamy się dobrze, każdy dzień zaczynamy uśmiechem.
Teraz rozpoczynamy przygodę z jedzeniem różności, młody na szczęście na
wszelkie nowości póki co reaguje pozytywnie i jak to ma w zwyczaju - z
wielkim uśmiechem na paszczy. Bo to wesoły człowiek jest!
Tak więc pięć miesięcy za nami i niezliczone miesiące przed nami. Dobrze
nam w takim składzie w jakim jesteśmy i to się już raczej nie zmieni!
Na koniec fotka - pierwsza doba życia Jasia kontra 5 miesięczny Dżon Dżon :).
Było 2810 g i 51 cm, a jest 5600g i 61 cm. Kawał chłopa !!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz